Jak dbać o przyjaźń w dorosłym życiu

Przyjaźń w dorosłym życiu to jedno z tych wyzwań, na które nikt nas nie przygotowuje. Niby mamy więcej wolności, niby lepiej znamy siebie, ale w codziennym chaosie często brakuje miejsca na relacje. To, co wydawało się trwałe, nagle zaczyna się rozmywać – nie gwałtownie, ale powoli, niemal niezauważalnie.

Rozmawiałam ostatnio z bliską osobą. Powiedziała, że coraz trudniej jest jej utrzymać relacje. Brak czasu, zmęczenie, a czasem zwyczajna niechęć do wychodzenia poza własną strefę komfortu. Słuchałam i nie mogłam przestać myśleć, że to nie jest tylko jej problem.

Zaczęłam się zastanawiać – co tak naprawdę sprawia, że relacje słabną? Czy rzeczywiście chodzi tylko o brak czasu? A może po prostu łatwiej zapomnieć, że każda przyjaźń w dorosłym życiu wymaga zaangażowania obu stron?

Przyjaźń w czasach epidemii samotności

Nigdy wcześniej nie byliśmy tak połączeni, jak teraz. Wystarczy wejść na Facebooka czy Instagrama, żeby sprawdzić, co u znajomych, wysłać wiadomość albo zostawić komentarz pod zdjęciem.

Wszystko wydaje się takie proste. A jednak, według badań, aż 65% osób z pokolenia Z regularnie odczuwa samotność. To paradoks naszych czasów – im więcej mamy narzędzi do komunikacji, tym trudniej o prawdziwą bliskość.

Myślę, że media społecznościowe robią coś sprytnego. Dają nam złudzenie, że jesteśmy blisko z innymi. Lajk pod zdjęciem, szybka wiadomość „co słychać” – to wszystko wygląda jak relacja, ale tak naprawdę jest tylko jej namiastką. Bo przecież rozmowa w komentarzach to nie to samo, co spojrzenie komuś w oczy i szczera wymiana myśli.

Zdarzało mi się czuć, że mam wokół siebie mnóstwo znajomych, ale w trudnych chwilach brakowało mi kogoś, z kim mogłabym po prostu pogadać. Nie napisać, ale właśnie pogadać – tak jak kiedyś, przy kawie, bez pośpiechu. Myślę, że to właśnie to – brak fizycznego kontaktu – sprawia, że coraz częściej czujemy pustkę, której żadne powiadomienie nie jest w stanie wypełnić.

W social mediach łatwo się zatracić. Możemy oglądać cudze życie godzinami, ale rzadko kiedy widzimy tam prawdziwą osobę. Wszystko wydaje się perfekcyjne, jednocześnie to kilkanaście sekund z czyjegoś życia. I może dlatego, scrollując kolejne zdjęcia, zadajemy sobie pytanie: „Czy ja naprawdę mam z kim prawdziwie pogadać?”.

Zastanawiam się czasem, ile w tych idealnych obrazkach jest prawdziwych emocji, a ile kreacji. Czy w rzeczywistości te osoby czują się tak samo spełnione, jak wyglądają na zdjęciach? Bo przecież w mediach społecznościowych łatwo stworzyć złudzenie szczęścia.

Myślę, że właśnie dlatego coraz więcej osób czuje się samotnych. Brakuje nam rozmów, w których możemy powiedzieć więcej niż kilka zdań. Brakuje czasu na to, by wysłuchać i naprawdę zrozumieć drugą osobę. Media społecznościowe dają nam wrażenie, że jesteśmy blisko, ale w trudnych momentach odkrywamy, że to nie wystarcza.

Przyjaźń na odległość

Kiedy ostatni raz ktoś bliski spędził z Tobą czas, twarzą w twarz? Ostatnio coraz częściej zadaję to pytanie – i sobie, i innym. Bo prawda jest taka, że przyjaźń na odległość może działać, ale tylko wtedy, kiedy obie strony tego naprawdę chcą.

W dorosłym życiu wszystko wydaje się bardziej skomplikowane. Każdy ma swoje obowiązki, własne tempo życia, a próba zsynchronizowania tego z kimś innym graniczy czasem z cudem. I tak mija tydzień, miesiąc, pół roku. Nagle orientujesz się, że od ostatniego spotkania minęły wieki, a wy rozmawiacie tylko wtedy, kiedy ktoś przypadkiem napisał.

Przez długi czas wierzyłam, że wystarczy się postarać, żeby utrzymać każdą relację. Że jeśli będę nagrywać głosówki, opowiadać o swoim życiu, proponować spotkania, to wszystko się ułoży. Ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że przyjaźń to nie jest coś, co powinnam ciągnąć sama. Potrzebne jest zaangażowanie z obu stron.

I to nie znaczy, że musimy widywać się co tydzień albo rozmawiać codziennie. To nie o to chodzi. Chodzi o poczucie, że komuś zależy – że kiedy piszesz, druga osoba naprawdę chce wiedzieć, co u Ciebie, że odpisuje nie z obowiązku, ale z potrzeby.

Zastanawiam się, ile takich relacji kończy się nie przez konflikt, ale przez ciszę. Przez to, że jedno z nas przestaje się odzywać, a drugie w końcu stwierdza: „Może po prostu nie warto”.

Dorosłość a nowe przyjaźnie

Im jestem starsza, tym częściej myślę o tym, jak trudne jest budowanie nowych znajomości w dorosłym życiu. Kiedyś wszystko wydawało się prostsze – szkoła, studia, wspólne wyjazdy, pierwsze prace. Ludzie byli wokół, naturalnie, bez wysiłku. Pamiętam, że jeszcze przez jakiś czas po studiach spotykaliśmy się na kawę, czasem organizowaliśmy wspólne wyjazdy wakacyjne albo widywaliśmy się na ślubach. Ale z czasem te spotkania stawały się coraz rzadsze, aż w końcu każdy poszedł swoją drogą.

W dorosłym życiu poznajesz ludzi głównie przez pracę albo wspólne zainteresowania. Ale to już nie jest to samo, co kiedyś. Nie rozmawiamy o wszystkim i o niczym, jak wtedy, kiedy mieliśmy 15 lat i zero obowiązków. Teraz te rozmowy są bardziej konkretne – o pracy, planach, czasem o problemach. Brakuje tej lekkości, z którą w dzieciństwie nawiązywaliśmy znajomości, tej otwartości, żeby zapytać: „Chcesz się przyjaźnić?” i nie bać się, co ktoś odpowie.

Myślę, że największą przeszkodą w budowaniu przyjaźni jest to, że z wiekiem coraz bardziej zamykamy się w swoich schematach. Przyzwyczajamy się do własnego rytmu, swoich zasad, do pewnej rutyny, która daje nam poczucie bezpieczeństwa. A wprowadzenie kogoś nowego do tego uporządkowanego świata wymaga kompromisu – a kompromisy nigdy nie są łatwe.

Czasem myślę, że to nie tylko brak czasu nas powstrzymuje, ale też strach. Strach przed tym, że ktoś nas odrzuci, że nie zrozumie naszych intencji. Z wiekiem stajemy się ostrożniejsi, bardziej chronimy siebie przed zranieniem. Ale paradoksalnie, ta ostrożność sprawia, że zamykamy się na relacje, które mogłyby naprawdę wzbogacić nasze życie.

Ale mimo wszystko wierzę, że nawet w dorosłym życiu można znaleźć ludzi, z którymi poczujemy wspólne język. To wymaga odwagi, czasu i gotowości, żeby zaryzykować.

Jak dbać o przyjaźń w dorosłym życiu?

Kiedy myślę o idealnej przyjaźni w dorosłym życiu, przychodzi mi na myśl relacja Grace i Frankie z serialu o tym samym tytule. Na pierwszy rzut oka wszystko ich dzieli – różne charaktery, spojrzenie na życie, nawet styl bycia. A jednak potrafią znaleźć wspólny język i wspierać się w najtrudniejszych momentach.

Były chwile, kiedy kłóciły się o drobiazgi, i kiedy jedna musiała przyznać, że bez drugiej sobie nie poradzi. Ale właśnie te drobne gesty, jak przygotowanie ulubionego drinka czy słuchanie godzinami o problemach drugiej, pokazywały, co w ich przyjaźni było najważniejsze – obecność.

Dorosła przyjaźń często nie wygląda jak w książkach czy filmach – nie zawsze jest pełna wzniosłych momentów. Czasami przypomina wspólne siedzenie na kanapie w milczeniu albo przetrwanie trudnych chwil razem, bez wielkich słów.

Grace i Frankie pokazały mi, że przyjaźń to nie tylko dzielenie sukcesów, ale też wspieranie się w porażkach i codziennych zmaganiach. Nie chodzi o to, żeby idealnie do siebie pasować, ale o to, by dostrzegać wartość w różnicach.

Może właśnie w tym tkwi sekret? Nie bały się być wobec siebie szczere – mówiły wprost, gdy coś je bolało, ale nie po to, by się ranić, tylko żeby zrozumieć. Umiały też się śmiać – z siebie nawzajem, z życia, z trudnych sytuacji. Myślę, że to jedna z tych rzeczy, które przyjaźń zawsze ratują – dystans i poczucie humoru.

W dorosłym życiu często mamy wrażenie, że wszystko trzeba zaplanować, a spotkania mogą się udać tylko, kiedy są wpisane w kalendarzu. Może, zamiast czekać na idealny moment, warto robić te drobne, codzienne gesty? Grace i Frankie pokazują, że takie małe rzeczy mogą być fundamentem czegoś naprawdę trwałego.

Bo prawda jest taka, że przyjaźń – niezależnie od tego, czy jest spontaniczna, czy zaplanowana – zawsze wymaga wysiłku.

Czy przyjaźń w dorosłym życiu jest warta wysiłku?

Nie każdą przyjaźń da się utrzymać. Bywa, że jedna strona się stara, a druga stopniowo się oddala. To trudny moment, kiedy trzeba szczerze zapytać siebie, czy ta relacja wciąż coś wnosi, czy może już dawno stała się tylko przyzwyczajeniem.

I to wcale nie znaczy, że ta przyjaźń była zła czy nieważna. Każda relacja czegoś nas uczy. Każda zostawia w nas coś, co pozwala lepiej zrozumieć siebie i innych.

Jednocześnie, kiedy coś się kończy, robi miejsce na coś nowego. Z każdej przyjaźni – niezależnie od tego, czy trwa chwilę, czy lata – bierzemy to, co dla nas wartościowe. Czasem jest to wspomnienie, czasem lekcja, czasem coś, czego nawet nie potrafimy jeszcze nazwać.

I choć to boli, kiedy relacja się zmienia albo kończy, myślę, że nie ma w tym nic złego. To część życia – tak samo, jak początek, tak i koniec jest czymś naturalnym. I może właśnie dlatego, że przyjaźnie nie są dane raz na zawsze, warto o nie dbać, póki są.

Podsumowując – przyjaźń w dorosłym życiu…

…to wyzwanie, które wymaga zaangażowania, szczerości i czasem większego wysiłku, niż byśmy chcieli. Ale jednocześnie daje coś, czego nie da się zastąpić – poczucie, że nie jesteśmy sami.

Relacje mogą się zmieniać, rozluźniać, a czasem kończyć, ale każda z nich coś w nas zostawia. Warto pielęgnować to, co mamy, ale też być gotowym na nowe znajomości. W końcu przyjaźń, jak wszystko w życiu, potrzebuje przestrzeni, żeby się rozwijać.

Zostaw swój e-mail

Bądź na bieżąco z tym, co tworzę

Dodaj komentarz